+2
jurzystas 20 września 2016 22:44
Jako, że wypadł mi "business meeting" w Paryżewie - długo się nie zastanawiając uznałem, że okazja jest idealna do odwiedzenie Miejsca Od Którego Jestem Uzależniony. Szybkie przygotowanie dwóch zestawów bagaży: pokrowiec na garnitur i wór armii amerykańskiej który najlepiej przechodzi przez dziury (znacznie lepiej od tego pierwszego który zatem zostawię po drodze w przechowalni). Pobudka o 6tej – i o 7.30 siedzę w samolocie relacji WAW- CDG.
13.00. Pozbywszy się „oficjalnej części” bagażu spotykam się z Andrzejem pod fontanną na placu Saint Michel nieopodal Notre Dame. Andrzej nie był w Kata od 3ch miesięcy więc też jest "na głodzie" Po kolejnych 10 minutach zatrzaskujemy za sobą trójkątny "plaque" i opuszczamy (ja na 3 dni a Andrzej do jutra) hałaśliwy "Paryż górny". Zagłębiamy się w dojściowym kanale technicznym idąc wzdłuż dziesiątków grubych jak ręka kabli telco. Wreszcie odnajdujemy przy podłodze niewielki otwór wyłożony - a jakże - czerwonym dywanikiem. I po chwili niezbędnej do przepchania przez dziurę mojego 20kilogramowego wora - znajdujemy się w Innym Świecie - Świecie Katakumb.

Capture1.JPG


Dookoła ściany z wapiennych ciosów. Tabliczki z XVIII i XIX-wiecznymi inskrypcjami. Lekko błotnisty korytarz sklepiony półkoliście rozpływa się w ciemności. I ta CISZA. Cisza absolutna. Wow!!! Jestem w Moim Świecie!
Od tej chwili czas przestaje istnieć.
Szybka orientacja z mapą gdzie właściwie jesteśmy (jak się okazuje - najbardziej północny korytarz na mapie).
Słychać dudnienie. To metro. Korytarze w tym miejscu są wyjątkowo płytko pod ziemia. Jak wskazują stare tabliczki - jesteśmy zaledwie 10m pod ulicami Paryża. Tak "wysoko" jeszcze w Kata nie bylem ;-)
Dochodzimy do bardzo sympatycznej salki MA-KB autorstwa Andrzeja i jego Katafilskich Kolegów.

Capture2.JPG


Do podpierającej strop kolumny przylega kamienny barek z wmurowanymi dwoma szklanymi luksferami. Podświetlone od tyłu świeczkami wyglądają bajecznie. Salka została odkopana przez Chłopaków z gliny, która obecnie zalega w dalszej części korytarza. Tygodniami pracowali nad ciosaniem i gipsowaniem kamiennych ław i centralnego stołu nosząc materiały "z góry" na plecach.
Zjadamy śniadanie (a może lunch?) Z korytarza dobiegają głosy. 5osobowa grupka dosiada się do nas. Rozmawiamy. Pokazują zdjęcia. Idą do Cerrefour de Morte i znają tam ciekawe i nowe dla mnie miejsca. Szybka decyzja - doczepiamy się do tramwaju. Co prawda tym razem nie planowałem iść do Skrzyżowania Śmierci, bo mówiąc szczerze - trochę się jednak obawiałem mogących mnie podczas nadchodzącej samotnej nocy nawiedzić demonów, ale takiej okazji przepuścić przecież nijak nie można. Zasuwamy wiec z Victorem i jego ekipą. Chociaż mój wór schudł o jakieś 5kg prowiantu i wody, które zabunkrowałem w MA-KB (przyjdę tu po nie jutro) ale mimo to musze się nieźle wysilić aby dotrzymać kroku młodziakom w adidaskach ;-) Szczególnie czołganie z worem mocno spowalnia. Dajemy rade jednak.
Jesteśmy pod cmentarzem Montparnasse. Widać to nawet bez mapy (na którą w biegu nie patrzę po zaliczeniu zderzenia głową z sufitem - na szczęście główny impet odebrała latarka-czołówka) po coraz częściej spotykanych w korytarzu kościach. Mijamy studnię zejściową do Niższego Poziomu Katakumb. Zamierzają tam schodzić. Głównie dlatego zresztą zasuwamy za naszym tramwajem.

Capture3.JPG


Tymczasem jednak kontynuujemy poziom górny (położony tutaj już dla Katakumb normalnie t.j. -30m pod powierzchnią). Błoto i woda sięga kostek. Ja i Andrzej staramy się iść po kamieniach tudzież w rozkroku przy ścianach korytarza gdzie zwykle woda jest płytsza. Nasi Młodziacy nie robią sobie z wody i błota absolutnie nic. Rozochoceni wyjaraną na postoju trawką zasuwają w swoich adidaskach środkiem korytarza po kolana w wodzie. Oni sobie mogą - na noc
wrócą do domciu gdzie się umyją i przebiorą w suche ubrania. My mamy przed sobą kilka dni POD gdzie jedyna możliwość wysuszenia butów to szybki i długi marsz po suchym (którego w Kata niewiele). Ale co ja marudzę - trza było założyć wodery OP1, które wszak stanowią wyposażenie mojego Wora. Jeszcze trochę. Oczywiście zanim to trochę nastąpi - buty mam już dobrze przesiąknięte. Shit!
Dochodzimy do dziury w ścianie przez którą wczołgujemy się do znanej mi już salki, której podłogę pokrywa gruba warstwa kości. W rogu leżą także znajome zwłoki świątecznej choinki (kto i po jaką cholerę przytachał tu to drzewko. ...?).

Capture4.JPG


To po prostu KATAKUMBY.
To miejsce tak ma! Inny dowcipniś ułożył z piszczeli kilka kształtnych kwadratowych studzienek. Takich jakie się układało z zapałek. Ludzie to mają pomysły. KATAKUMBY po prostu.

/…A teraz przerywam pisanie, bo muszę nasikać do butelki po coli. W końcu jestem zamknięty w Tajnej Sali. Przecież nie będę tu lał. Jest już pół butelki. W końcu siedzę tu od wczoraj. A poza tym to przecież nigdy nie wiadomo kiedy wyjdę, a jak uczy doświadczenie (innych, nie moje własne, na szczęście) lepszy mocz niż nic. Się dowcipy człowieka trzymają.
KATAKUMBY. /

cdn...ok - zatem jedziemy...

Nie zabawiamy długo w salce. Dochodzimy do Skrzyżowania Śmierci. Carrefour des Morts. Centralny punkt Katakumb pod cmentarzem Montparnasse. Okrągłe rondo korytarza o średnicy pewnie z 20m. Poprzednio zastanawiałem się co jest w środku ronda za kamienną ścianą. Za chwilę tajemnica ma się wyjaśnić. Przez niewielką dziurę w ścianie - wchodzimy do wnętrza Skrzyżowania. Wow!!! Jestem pod wrażaniem. Tego, ze jestem W Środku Skrzyżowania. Środku epicentrum słynnych (w niektórych kręgach) podziemi cmentarza Montparnasse. Pamiętam nasze wrażenie kiedy po raz pierwszy z Olkiem chodziliśmy na górze - po cmentarnych alejkach - i stanęliśmy przed Upiornym Pomnikiem, pod którym - 30 m poniżej - znajdowało się, o czym już wtedy wiedziałem z mapy - Carrefour des Morts. Wtedy to nam ciary po plecach szły na samą myśl co będzie jeśli/gdy Tam dotrzemy.

Capture10.JPG


A teraz jestem w Środku Środka! Wewnątrz poniewiera się trochę piszczeli i kilka szczątków czaszek. I co? I nic. Jestem w kolejnym korytarzu, który dookoła obiega Środek Środka. Środek Środka Środka. Co w nim jest? Tego się nie dowiem, bo tam już żadna dziura nie prowadzi. Dopóki ktoś takowej nie wybije - nie dowiemy się.
Nie wątpię, że to nastąpi. Kwestia czasu. Tymczasem pozostaje Niewiadoma.
Wypełzamy z Dziury w Środku.
Przez kolejne wodno-błotne korytarze docieramy do Salle des Fetes a następnie schodzimy krętymi schodkami na Niższy Poziom. O dziwo - chodniki tu są suchsze niż na wyższym poziomie. To Nielogiczne. Może to kwestia podłoża. A może... "So above as below" (film szmirowaty ale trochę oddaje klimat - mimo wszystko polecam ewentualnym zaintrygowanym Katakumbami).
Tak czy inaczej - JEST TU SUCHO! -40m. Idziemy korytarzykiem. Victor nakazuje swoim kolegom prowadzącym pochód "a gauche!". Que? Pytam po frenglish? "Z mojej mapy wychodzi, że to ślepy korytarz"!. "Ciii!. Victor w międzynarodowym geście kładzie palec na usta. "To dla zabawy - niech się przeczołgają- hehehe!". Korytarz ma poł metra wysokości. A przynajmniej tyle jest miejsca między zalegającymi pokładami kości - a sufitem.

Capture11.JPG


Chrzęszcząc głośno kośćmi - załoga pracowicie czołga się do przodu. "Aller, Aller!" Pokrzykuje zachęcająco Victor stojąc z nami w wygodnym korytarzu i śmiejąc się w kułak. KATAKUMBY!
Wreszcie towarzystwo wypełza z korytarzyka. Nie wyglądają na skonsternowanych. Miny mają całkiem zadowolone ;-) KATAKUMBY.
Idziemy dalej.
Jest!
Cel naszej pod-podziemnej wyprawy (Poziom Niższy to jest w końcu). Trone de ossuaire. Tron z kości. Ech Ci Katafile. W niewielkiej salce na końcu korytarza za pomocą drutu zmontowali z piszczeli i czaszek - Tron.
Robi wrażenie. Moi współtowarzysze wreszcie wyciągają aparaty (po raz pierwszy odkąd idziemy). Foto-sesja na tronie. KATAKUMBY!/…

Capture12.JPG


/…Znowu musiałem zrobić przerwę w pisarstwie - tym razem aby wymienić baterię w telefonie. Trzeba było wyleźć z przytulnego hamaka na chwilę.../OK. Następny punkt programu Chłopaków (i Dziewczyny) - to sala Deux Mineralogy. "Que?". Znam - owszem - Salę Mineralogy - z takimi schodkami na środku prowadzącymi do sufitu czyli donikąd, które podobno ktoś sobie w 18tym wieku zbudował pod ziemią (razem z salą) - dla prezentowania (ciekawe komu?) zbiorów minerałów (na każdym schodku inny minerał z kolejnych warstw wykopanych z Katakumb). Być może. Jak dla mnie - to musiała być po prostu Loża Masońska. W końcu to KATAKUMBY.
"Nie. Deux Mineralogy" - "to inna sala - z DWOMA schodami do sufitu, czyli donikąd"- informuje mnie Victor - "C'est magnifique".
Tylko, że ta sala w odróżnieniu od tamtej - jest utajniona, a dostępu do niej chroni długi czołgany labirynt. "Cool" - "oczywiście idziemy z Wami". Kolejne kilometry korytarzy z wodą i błotem. W końcu wymiękam i zakładam wodery. <Lepiej późno niż wcale - powiedział pasażer...> a powiedzenie to nader pasuje do mojej sytuacji obecnej bo zarówno buty jak i skarpetki nam już przemoczone ;-) Hehehe. KATAKUMBY.
Jesteśmy w rejonie Bunker Allemand (Niemieckiego Bunkra), znanego nam z poprzedniej wyprawy.
To ten korytarz. Hmmm. Eufemizm. Czołgamy się ciągnąc za sobą wory. Doczołgujemy się do wyższej salki (można wygodnie usiąść nie waląc głową w strop). Dalej będzie gorzej. Wór nie przejdzie - "korytarz" jest za niski . Zostawiamy wory w salce i wczołgujemy się w dziurę pod sam strop. Jest Szeroko, ale Nisko. OK. Nie jest to Zacisk Z3. Można swobodnie oddychać - strop nie naciska na żebra. Nawet się odwrócić na plecy gdzieniegdzie można.

Capture20.JPG


Ba- nawet zawrócić się daje, co po dobrych kilkunastu minutach czołganki w labiryncie następuje. Pomyliliśmy drogę - to nie tędy. F...ck!
KATAKUMBY!
/…Kiedy na chwilę przestaję pisać i gaśnie światełko telefonu - leżę w hamaku, patrzę do góry. Widzę nade mną wysoki dach jakby katedry, a przez półprzezroczysty dach przeświecają gwiazdy. A przecież jest Kompletna Ciemność. KATAKUMBY… /

Jestem już na prawdę dobrze zmęczony (i lekko zaniepokojony czy aby nasi przewodnicy na pewno wiedzą gdzie się czołgać i którędy do wyczołgania spowrotem bo ja już dawno straciłem orientacje od tych czołgów).
W końcu jest! Wyczołgujemy się przez dziurę pod sufitem do pełnowymiarowej sali. Nasz trud czołgowy został nagrodzony! Rzeczywiście - w środku sali wznoszą się Podwójne Schody Donikąd (czyli do sufitu).
Towarzystwo spoczywa, wyciągają skręty, otwierają piwo (które ktoś ze sobą przyczołgał). No i ZAPALAJĄ ŚWIECZKI. Każdy stopień Schodów, każda nisza w ścianie, każda skalna półeczka - dostaje swoją świeczuszkę. Po chwili sala świeci dziesiątkami świeczek. Gasimy latarki. To ten klimat. KATAKUMBY!

Capture21.JPG


Po godzinie chyba wyczołgujemy się spowrotem (w sumie proste - właściwa droga wyczołgu - to jak się okazuje - cały czas w lewo).
Nasi podziemni koledzy udają się teraz do Anschlussu - to chyba część Niemieckiego Bunkra, w której nie byliśmy. Podobno ciekawe. Następnym razem. Jesteśmy już tak zmęczeni, że chcemy tylko zalec na nocleg (no i oczywiście zjeść kolacyjkę z liofilizatów). Tylko gdzie? Victor radzi - do Sheltera - taki schron przeciw-atomowy. Mówi, że bardzo przyjemny. Żegnamy się z naszymi przewodnikami i pakujemy do schronu. No nie - to niewypał. Syfiasto, mokro, kapie z sufitu i dużo śmieci. To nie jest miejsce do spania dla porządnych Katafili. Decydujemy się wracać do MA-KB. Tym bardziej że i tak jutro musimy tam się udać po zapasy. Godzina drogi. Po drodze zatrzymujemy się w Apero, gdzie kilka osób sprząta śmiecie do worów. "Dzisiejszej nocy mamy czyszczenie Katakumb. CATACLEANING. "Zbieramy śmieci w wory i o 4 rano będziemy je wyciągać przez studnie do góry. Tu obok Apero.

Capture22.JPG


W innych częściach Kata tez otwierają studnie i inne ekipy robią analogiczną akcję". Pomimo zmęczenia ochoczo przyłączamy się do sprzątania, bo cel jest szczytny i akcja bardzo mi się podoba. NB akcja jest oczywiście nielegalna i policja takoż uczestników ściga (choć na szczęście mało intensywnie)
W końcu zostajemy jeszcze wyposażeni w worki abyśmy po drodze do MA-KB też zbierali śmiecie - i idziemy. Zbierając śmiecie. Ogólnie przyznać należy, że śmieci w Katakumbach jest relatywnie mało jak na taki obiekt. Na pewno duża zasługa w tym tego typu akcji, bo o ile prawdziwi Katafile zawsze zabierają swoje śmieci ze sobą, o tyle różnego rodzaju prości imprezowicze - niestety często nie.
KATAKUMBY.
/…Ktoś właśnie przechodzi korytarzem koło tajnego wejścia do mojej sali. Głośna muza z "jamnika" przybliża się…
a po chwili oddala.../
Docieramy w końcu do Ma-KB gdzie zjadamy zasłużoną kolację i kładziemy się spać... No nie tak szybko... Właśnie do MA-KB przybywa spora grupa imprezowiczów. Jedna laska ma urodziny. Oczywiście zapraszamy ich uprzejmie do kamiennego stołu i długo gadamy jeszcze o KATAKUMBACH.
W końcu impreza rusza dalej a my zalegamy wreszcie na kamiennych ławach - i śpimy do rana. Rano jest oczywiście umowne, hehe. Czas tu przecież nie istnieje. Ani widność. Chyba ze ktoś w końcu odpali latarkę. Najpierw jednak puszczam cicho muzę z Metra. Pasuje tutaj doskonale.
Zjadamy śniadanie. Obiecałem, że dziś zadzwonię do Magdy powiedzieć, że (jeszcze) żyję. A stąd mamy w końcu niedaleko do włazu, którym wchodziliśmy. (Tu pod ziemia nie ma – rzecz jasna - ani śladu pola od komórek. 30m skał między nami a Paryżem skutecznie tłumi wszystko).
Idziemy zatem do włazu. A jak już jesteśmy - to wyjdziemy sobie na chwilę na powierzchnię - po colę. Andrzej nie pije piwa (ani żadnego alkoholu) - wiec powinien mieć coś lepszego niż woda w tych pięknych okolicznościach przyrody (bardzo nieożywionej, hehe).
Przechodzę przeszkolenie w otwieraniu włazu. Ciężkie toto cholerstwo jak niewiemco, ale daję radę. Spoko. "Bonjour" - mówię do babci stojącej obok włazu i patrzącej dziwnie na dwie wynurzające się spod chodnika unurzane w błocie sylwetki.
Wychodzimy Na Słońce. Dziwnie jakoś. Hałas, ruch. Tak byle jak. Jedyny pozytyw to Słońce. Fajnie grzeje ono jednak. Na dłuższą metę w Katakumbach tego by jednak brakowało. Dzwonię do Magdy. Melduję stan życia. Kupujemy picie - i spowrotem POD ZIEMIĘ. Sprawdzian zamykania włazu również przechodzę pozytywnie. Wracamy do naszego obozowiska w MA-KB Zbieramy się już do wymarszu kierunek - Le Soleille (znane także pod nazwa Le Cinema) - to sala z muralami z filmów, do której poprzednio zawitaliśmy podczas nocnego obchodu z poznanymi Katafilami (a potem już sali nie potrafiliśmy znaleźć choć wiedzieliśmy, że wchodzi się z la Plage).
Tymczasem jednak przychodzi mała grupka - podgrupa wczorajszych imprezowiczów urodzinowych. Mówią, że nie mogą wydostać się przez właz, który się zaklinował. Andrzej - fachowiec - idzie ich wypuścić, a ja z jednym z nich zostajemy i gawędzimy sobie o KATAKUMBACH. Seti (ksywka katakumbowa) - idzie na południe - do Petit Centuire. Chętnie nam po drodze pokaże jak trafić do Le Soleille. Andrzej wraca (sukces - udało mu się odblokować – 50-kilogramowy właz wyleciał z jednego zawiasu i się klinował). Ruszamy na południe z Setim.

/…znowu ktoś przechodzi. Kilka głosów. Zatrzymują się. Wyraźnie znają to miejsce. Będę miał gości. Spoko. Wyjmują kilka kamieni, ale rezygnują i odchodzą. Mogę pisać dalej…/

Idziemy. Woda. Tym razem już jak należy - zakładam wodery.


Capture31.JPG



Andrzej natomiast zdejmuje buty i idzie boso. Biedak zapomniał swoich woderów.
Przechodzimy obok schodów prowadzących do stalowych drzwi. Jak wynika z mapy - za nimi jest Oficjalna część KATAKUMB - podziemna ścieżka turystyczna do której turyści czekają w długich kolejkach aby zaznać Prawdziwego Dreszczyku Emocji w Paryskich Katakumbach. Ciekawe czy ludzie z tamtej strony też widzą zamknięte stalowe drzwi i zastanawiają się, co też kryje się za nimi. Chyba nie, bo wstrząsa nimi odwracający wszelką uwagę Prawdziwy Dreszczyk Emocji w Paryskich Katakumbach.
Idziemy "highwayem" na południe wzdłuż metalowego korytka z jakąś stuletnią instalacją kabli. Korytko skręca - my też. "You just follow the truck. It goes the right way." (przynajmniej tu - na odcinku katskumbskiego highwaya). Szybko pokonujemy pewnie z poł kilometra i wchodzimy znów w stare korytarze - wyrobiska dawnych kopalni. Rejon jak w okolicy Le Cellier. Bo rzeczywiście jesteśmy już blisko. Ale przed nami nie lada gratka. Wczoraj ktoś opowiedział nam o Tajnej Sali, do której wejście zawalone jest kamieniami. Trzeba trochę popracować odwalając kamienie, a wtedy.... Dostajemy się do - podobno
doskonałej - sali do spania. Zapamiętuję dość dokładną relację jak ją odnaleźć. Jest to w korytarzu prowadzącym do Ossa Arida. "Trzeba patrzeć na lewą ścianę. Najpierw na ścianie pojawią się gwiazdki, a niedaleko potem będzie w ścianie pryzma kamieni. No i trzeba tę pryzmę..."

/…Teraz to widzę wyraźniej. Ten dach katedry w której jestem jest półprzezroczysty, bo on jest z takiej czarnej delikatnej siateczki. A po prawej widzę ogromne białe drzwi. A ściany są chyba jakby żółte. Ale przecież jest kompletna ciemność... Zapalam ekran telefonu - wracam do pisania…/

Seti nigdy nie słyszał o tej sali a zna Katakumby jak własną kieszeń. Po drodze opowiadał nam jak raz stracił światło. Szedł ze świeczką (sic!) z jakiejś imprezy, potknął się - i przewrócił, a świeczka wpadła do wody. Razem z zapałkami... Szedł poł kilometra prawie po omacku z nikłym światełkiem z odtwarzacza Mp3 aż doszedł do jakiejś sali gdzie dobrzy imprezowicze wybawili go z opresji użyczając światła. KATAKUMBY :-)
Idziemy. Są gwiazdki! Namalowane na ścianie. Idziemy dalej. Jest pryzma!!. Wyjmujemy kilka kamieni. Jest!!! W świetle latarki przez otwór ukazuje się całkiem duża sala. Wchodzimy do środka. Bajka!!!!
Tradycyjny (dla sal katakumbskich) kamienny stół, na nim jakaś dziwna stalowa konstrukcja niby- latarnia niby-świecznik (Lampa Alladyna?), a obok kamienne ławy z - uwaga: mięciutkimi poduchami ze skaju! Do tego doskonałej jakości haki do podwieszenia hamaka. Właśnie znalazłem mój dzisiejszy nocleg :-)
Ale na razie "zamykamy" kamieniami wejście - i idziemy do Ossa Arida, które z jakiegoś powodu jest znanym punktem charakterystycznym. Znajdujemy szczątki kamiennej tablicy z napisem „Ossa arida …. Audite Verbum … Intromittam in vos…”. Wygląda to na łacinę. Ciekawe co to oznacza… Po powrocie spróbujemy wygooglać, choć może lepiej nie wiedzieć...


Capture 32.JPG



Ruszamy dalej - do La Plage skąd pół-tajne przejście prowadzi do Le Soleille. Niby nie tajne, a jednak z Olkiem przetrząsnęliśmy każdy zakamarek La Plage (a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało) - i przejścia nie znaleźliśmy. Zostaliśmy uprzedzeni, ze w La Plage była tej nocy jakaś większa impreza i zostały po niej najbardziej napite i najarane niedobitki, które podobno zachowywały się agresywnie. Mimo to idziemy. Zaraz za „Misiem” (Wielka statua misia „podpierającego strop” przy wejściu do la Plage) zauważają nasze światła Niedobitki - i szybciutko drepczą do nas na bosaka. "Salut" "napijcie się z nami!" . "Skąd jesteście? " La Pologne? "Dzień dobry, kurwa, wódka". Niedobitki władają kluczowymi podstawami Języka Polskiego. Widząc, że nasze le Solaille robi się słabo osiągalne - wykonujemy szybki odwrót. "Vodka, oui, a demaine". Chłopaki drepczą za nami jeszcze jakiś czas, w końcu uspokojeni zapewnieniem że wrócimy później, a może zmęczeni zasuwaniem na czworaka ( bo w
międzyczasie zrobiło się nisko) - odpuszczają. Niebawem żegnamy się z sympatycznym Setim dziękując mu za ciekawą wspólną drogę (on nam tez - za pokazanie Tajnej Sali. Wow! Prawdziwemu Katafilowi zaimponowaliśmy pokazaniem Nieznanego Miejsca!)
Teraz ja prowadzę. Pokazuję Andrzejowi sale Le Chateau (Sala z Zamkiem, gdzie zbudowano całkiem niemałą miniaturę średniowiecznego zamczyska, której ostatnio strzegło cos na kształt HelloKitty a teraz jakiś Waleczny Stwor Skrzydlaty - KATAKUMBY ) a następnie Le Fleur gdzie jakaś Mała Ogrodniczka zasadziła całe mnóstwo roślin wszelakich; po ścianach pną się bluszcze, ze szczelin wyrastają wielkie liście filodendronów, a obok leżą porzucone narzędzia ogrodnicze oraz trzewik Malej Ogrodniczki. Ale zaraz, ale jak to? Przecież podziemia? Ciemno? Fotosynteza? Magia. KATAKUMBY...

/…o rany! Nade mną przecież rośnie bluszcz. Pnie się w poprzek pomiędzy ścianami. A wyżej jest duża podłużna lampa jarzeniowa. Jest ciemno - lampa jest Zgaszona. Ale to jak ja widzę ten bluszcz...?/


No dobra - czas na jedzonko. Udajemy się do znanej i cenionej sali Sarko. Na centralnym „sarkofagu” gotujemy liofilizacik. Potem kawę. A najedzeni - idziemy popływać. To moje marzenie było odkąd pierwszy raz wszedłem do Katakumb. Popływać w krystalicznej wodzie podziemnego korytarza. Jak dotąd okazywało się to permanentnie awykonalne. Nie z powodu braku wody. O bynajmniej nie! Wody to Ci tu jest wielki dostatek o czym na każdym kroku zaświadczają moje przemoczone buty. Tyle, że breja okropna. Białoszara maź. A tu - jak się dowiedzieliśmy od Setiego – niedaleko, w korytarzu Rue d’Alesia - jest wielki dostatek czystej i głębokiej wody. Wystarczająco głębokiej, aby nikt tam bez potrzeby nie chodził i jej nie mącił. Rzut oka na mapę - i okazuje się, że rzeczona rzeczka znajduje się tuz obok nas - korytarz z Sarko biegnie skrócikiem - prosto Do Niej!
No to chlup! Bajka!!! Wedle wymarzenia! Woda czyściutka. Pływanie pod sklepieniem korytarza Rue d’Alesia- bezcenne.


Capture33.JPG



Którędy jednak spowrotem? Zapłynęliśmy się kawałek. Jedno skrzyżowanie, drugie skrzyżowanie… Na szczęście woda za nami - lekkim zmąceniem pokazuje korytarz, z którego przypłynęliśmy. Odnajdujemy szczęśliwie nasze bety pozostawione "nad brzegiem".
Andrzej dziś wraca na powierzchnię - i to już jest ten czas. Odprowadzam go znaną z poprzedniego razu drogą. Dłuuuga ta droga jest - chyba ze 2km. I cały czas przez wodę. Andrzej nie może szybko iść bo na bosaka kamulce na to nie pozwalają. W końcu jednak docieramy do drabiny, którą wychodzimy pod właz przed Ambasadą Argentyny. Żegnamy się - do kolejnego razu - i Andrzej wraca do tamtego świata, a ja udaję się do Tajnej Sali na
Najbeściejszy Nocleg. Mijam Upiorne Rowery - stojące w Błotnistej niecce na końcu nieskończenie długiego korytarza Boulvard Jourdan. Rowery Całe Unurzane w Błocie. Jak można jeździć na tak ubłoconych rowerach? KATAKUMBY.


Capture34.JPG



/…nade mną wisi wielki wiklinowy kosz. Taki kosz jak od latania balonem. Takim wielkim. Jakim balonem? Przecież tu jest do sufitu półtora metra góra.../



Tuż przed głębokowodnym odcinkiem Rue Sarrette – korytarz tarasuje zalegająca w błocie grupka ledwo żywych imprezowiczów z poprzedniej nocy. Patrzą na mnie z nadzieją, która jednak szybko umyka w mrok. Nie - ja nie jestem tą ekipą, na którą czekają aby przeciągnąć przez kolejne kilometry korytarzy wzmacniacze i kolumny, które taszczą ze sobą z la Plage, aby przez którąś studnię wyciągnąć je po linach do góry…
Chwilę z nimi gawędzę. Kolejny promyk nadziei jawi się błyskającymi w oddali światłami latarek. No niestety – znowu niefart. To ekipa zwiedzaczy z Niemiec prowadzona przez dwóch tubylców. Ale tu dziś ruch ;-)
Patrzę na Niemców. Tyle co weszli – co widać po ich butach (oczywiście – adidaski ;-) i nieubłoconych ubraniach. To będzie ciekawe – wszak przed nami Wielka Woda Rue Sarette. Hehehe. Wyjmuję fotoaparat. Ruszam za nimi, żeby popatrzeć jak sobie poradzą. Podpierając się ścianami - raźno przeskakują nad Niedobitkami Imprezowiczów z ich Sprzętem Audio i ochoczo posuwają korytarzem. Za chwilę zaczyna się Woda. Z początku płytka. Idąc rozkrokiem pod ścianami – daje się radę. Potem robi się głębiej. „Rancik” na ścianach daje poczucie możliwości suchego przejścia. Złudne. Po chwili Niemki lądują po kolana w wodzie.


Capture36.JPG



Dalej już idzie szybko i sprawnie. Skręcają zobaczyć le Chateau – ja idę dalej.
Po drodze zabieram jeszcze mój Wielki Wór, który zostawiłem w Sali Marie Rose, obok Panienki (tam, gdzie z Olkiem nocowaliśmy poprzednio). Wór jest na swoim miejscu - i bez przeszkód - pokonawszy "korytarz Pijanego Człowieka" i Ulicę Grobu Isuary - docieram do mojego kamiennego zawaliska. Po wyjęciu kilku (dziesięciu) kamieni - wczołguję się do środka, razem z moim worem, po czym "zamykam" za sobą kamienne drzwi. Świeczki. Herbatka, rozpięcie hamaka. KATAKUMBY :-)
"Rano" budzę się, kontempluję ciemność i ciszę, po czym włączam telefon żeby zobaczyć która też jest godzina - bo jeśli już południe - to czas wracać. Jest 4:50 więc mam jeszcze Trochę Czasu.
Czasu, który nie istnieje.
Zaczynam pisać niniejszy tekst...
“So above as below...”
KATAKUMBY.


/…Napisane leząc w hamaku po przebudzeniu w Tajnej Sali Bez Nazwy.
I absolutnie na trzeźwo. Absolutnie… /



No i na koniec - podsumowanie finansowe wycieczki (jak na blog podrozniczy przystalo):
-wodery OP1 (b. przydatne w Kata) - 5 EUR w promocji ;-)
-Samolot do Paryza + metro/bus z lotniska do centrum - 90 - XXX EUR (zaleznie od szczęścia i determinacji, chyba ze lecicie przy okazji sluzbowo - wtedy 0)
-Zarcie na 3 dni zanabyte w Carrefour pod Notre Damme - 50EUR (pod ziemia brak mozliwoscie czynienia sprawunkow ;-)
- Drinki i inne wydatki K/O - 0 (included in zakupy w Carrefour; uwaga j.w.)
-Bilet wstepu do Katakumb, w tym baseny (czesc Nieoficjalna) - 0 EUR
-Nie dac sie zlapac przez Kata-policje - bezcenne
-Mycie z Kata-blota po wyjsciu w parku Montseris - 0 EUR
-pelne gacie ze strachu lub z powodu ze nie chcesz zafajdac Miejsca Magicznego, a akurat nie masz saperki - hm... ciezko wycenic...

Total: PrzekraczaZdolnosciMojejMatematyki

Ale zeby nie było, że kogos zachecam. To jest Nielegalne, Niebezpieczne, Nienormalne, Nie(proszeuzupelnic)...
i last-but-not-least: Moja Tesciowa tegonie pochwala.

Dodaj Komentarz

Komentarze (11)

greg1291 20 września 2016 23:42 Odpowiedz
Ostro, zapowiada się lepiej niż wycieczka do Japonii. ;)
michzak 21 września 2016 06:56 Odpowiedz
Tego się nie spodziewałem :OWysłane z mojego SM-A500FU przy użyciu Tapatalka
pawelekwch 21 września 2016 08:47 Odpowiedz
Chcemy więcej :o
cypel 21 września 2016 10:53 Odpowiedz
Z grubej rury zasunąłeś.Norek to jednak leszcz.
78053 2 października 2016 11:31 Odpowiedz
Raczej rzadko udzielam się na forum, a tym bardziej w dziale relacji, ale ta historia jest absolutnie mistrzowska! To się dopiero nazywa podróżowanie poza utartym szlakiem ;-) Gratulacje!
jurzystas 2 października 2016 14:25 Odpowiedz
Dzieki za slowa otuchy w pisarstwie :-). Ja tez sie dotad nie udzielalem, ale postanowilem sprobowac... Pozdrawiam z Ekwadoru.
jurzystas 2 października 2016 14:25 Odpowiedz
Dzieki za slowa otuchy w pisarstwie :-). Ja tez sie dotad nie udzielalem, ale postanowilem sprobowac... Pozdrawiam z Ekwadoru.
grzechboy 7 października 2016 13:27 Odpowiedz
ta relacja skłoniła mnie to stworzenia listy must see before umrę. Na razie nr 1- KATAKUMBY, nr 2- basen w katakumbach
vladek 12 listopada 2016 22:15 Odpowiedz
Super. Niezle i szalone troche! To ta ciemna strona mocy ciagnie w podziemia? Poprosze o podobna relacje z Ameryki Pld.
fiki 12 listopada 2016 23:01 Odpowiedz
adamek 30 kwietnia 2019 13:49 Odpowiedz
musiałem to przeczytać jeszcze raz. Po przeżyciu tego na własnej skórze, czyta się z wypiekami na twarzy <3